Hutomanipulacja to projekt, w którym starałam się pokazać, opisać oraz wykreować obraz miejsca, które jest mi bardzo bliskie – Nowej Huty. Jest to miejsce w którym się wychowałam i gdzie obecnie mieszkam.

W 2019 roku wypadła 70 rocznica powstania Nowej Huty. Nowa Huta, choć obecnie jest dzielnicą Krakowa, w pierwotnym planie miała być miastem idealnym, samowystarczalnym i wygodnym. Co ciekawe – powstała na miejscu podkrakowskich wsi z wielowiekową tradycją i historią (m.in. Krzesławice, Zesławice). Nowatorska architektura i nowe podejście do urbanistyki uczyniły z niej miejsce wyjątkowe i niepowtarzalne.

Jestem bardzo związana z Nową Hutą. Tu się wychowałam (na Osiedlu Piastów zamieszkałam kiedy miałam 12 lat), tu chodziłam do szkoły podstawowej i średniej. Jako dorosły człowiek Hutę opuściłam, aby po kilku latach wrócić i na nowo ją pokochać.

W Hucie podoba mi się wiele. Podobają mi się ludzie, sąsiedzi, lokalna wspólnota i aktywność. Podoba mi się architektura – zarówno miejsca monumentalne, jak i te przesiąknięte ludowością, historią i tradycją. Ale lubię też te stare blokowiska oraz zielone enklawy i miejsca, gdzie zaciera się granica między miastem, peryferiami a wsią. Ponieważ w Hucie spędziłam zdecydowaną większość mojego życia – moje wspomnienia są pełne Huty.

Niestety, Nowa Huta podlega teraz bardzo silnej presji rozbudowy, zwłaszcza jej część „nowa” i właśnie peryferia. Zmienia się wygląd i stare koncepcje podlegają zaburzeniu. Zastanawia mnie dokąd to zmierza i jak moja Huta będzie wyglądać za kilkanaście lat.

Z tych wszystkich powodów uczyniłam Hutę tematem, punktem zapalnym dla mojego projektu. Bardzo chciałam zamrozić stan obecny ale też pokazać „moją” Hutę, miejsca ważne dla mnie ale także pokazać osobistą i nierzeczywistą wizję tego magicznego miejsca.

Mój cykl powstał dzięki połączeniu historycznych, niepowtarzalnych, szlachetnych technik XIX wiecznych (guma dwuchromianowa, ambrotypia (mokry kolodion), odbitka pigmentowa, cyjanotypia, brąz Van Dyke’a) z kolażem cyfrowym i cyfrową manipulacją obrazem. Techniki szlachetne oraz metody cyfrowej manipulacji dają mi możliwości nieograniczone jeżeli chodzi o estetykę obrazu, każda odbitka istnieje tylko w jednej niepowtarzalnej kopii. Nie ma dwóch takich samych obrazów. Każda fotografia nosi moje ślady, na każdej odcisnęłam siebie. Każda emulsja, podłoże jest utworzona i spreparowana przeze mnie. To jest dla mnie ogromnie ważne, że obraz jest bezwzględnie zależny ode mnie.

Jako dziecko zbierałam widokówki, lubiłam siadać z pudełkiem i przeglądać obrazy miast. Były to czasem wizje, a najczęściej dokumentacja. Moje zdjęcia są trochę ukłonem właśnie w stronę starych fotografii miasta, widokówek i pamiątek. To właściwie jest zbiór moich wyobrażeń, nowohuckich baśni, wspomnień i sennych wizji.

Już na starcie projektu wiedziałam, że będzie on wieloetapowy, a każdy kolejny etap to będzie odmienne twórczo doświadczenie. Nie pomyliłam się! Taka jest też dla mnie Huta – to różnorodna mieszanka, wielowarstwowy twór, ale także utopijne i magiczne miejsce. Takie chciałam też stworzyć obrazy, sięgające do mojej prywatnej pamięci, miejscami utopijne, wielowarstwowe hybrydy. Momentami monumentalne, pokazujące też architekturę.

Pierwszy etap wymagał po prostu rejestracji. Byłam pewna, że kilka ważnych dla mnie osobiście miejsc chce sfotografować ale poza tym chciałam po prostu zwiedzać. Spacerować i rejestrować. Szybko zrozumiałam, że nie uda się zarejestrować wszystkiego. Nie miałam tyle czasu, a poza tym powstałych obrazów byłoby za dużo. Postanowiłam zatem odwiedzić w Nowej Hucie miejsca dla mnie bliskie, ale też odkrywać nowe i nieznane. Iść przed siebie i poznawać. Bez mapy i rozrysowanego planu. Przestałam się przejmować matematyczną skrupulatnością a zajęłam się wrażeniem, emocją i szybką notatką. To był dobry trop. Kolejną istotną zmienną okazał się czas i pogoda. To samo miejsce o różnych porach dnia, roku i różnej pogodzie okazuje się zupełnie innym miejscem. Wiedząc, że jest to tylko pierwszy etap – postanowiłam, że będę otwarta na te zmienne – pogodę i czas i nie będę tego ograniczać. Fotografowałam zatem w słońcu i deszczu, we mgle i śniegu, w lecie i jesienią.

Drugi etap to kolejne wspaniałe doświadczenie – przetwarzanie powstałych zdjęć. Kiedy przystępowałam do tego projektu w głowie miałam kilka konkretnych obrazów i wiedziałam jak one będą wyglądać, ale to był tylko mały wycinek tego co powstało. Bardzo chciałam pozwolić sobie na zabawę, zaskoczenie, ale też intuicję. Era cyfrowego przetwarzania obrazu otworzyła mnóstwo możliwości przed twórcami korzystającymi z technik XIX wiecznych, możliwość wydruku cyfrowego negatywu o dobrej gęstości, bez ograniczeń formy – to doprawdy fenomen. Kiedy rozpoczynałam pracę z manipulacją obrazu postanowiłam mieszać wszelkie możliwe techniki, aby forma analogowa miksowała się z cyfrową, aby powstały hybrydy (nie tylko w znaczeniu kolażowym, ale też materiałów). Takie miksowanie to również hołd złożony Nowej Hucie i jej powstawania i konstrukcji – na miejscu wsi, wielowiekowych z ogromną bagażem historycznym, powstawało miasto utopijne, hybrydyzowała się architektura, ludzie, kultura i tradycje. Naturalnie ukształtowane formy z tą formą wykreowaną w głowie architekta, wielowiekowe zwyczaje z nowymi nawykami, mieszkańcy wsi z mieszkańcami nowoczesnego miasta.

Trzeci etap to praca w ciemni i przenoszenie obrazu z negatywu na papier za pomocą technik XIX wiecznych. Wydaje mi się, że był to etap najbardziej wymagający, w którym nie mogłam sobie już pozwolić na błędy. Od początku miałam plan, aby obrazy powstały za pomocą różnych technik, choć aby wspólnie tworzyły spójną całość. Wybrałam pięć różnych technik: cyjanotypię, brąz van Dyke’a, mokry kolodion (a konkretnie ambrotypię), gumę chromianową i odbitkę pigmentową.